"Muszę przyznać, że patrząc na skutki epidemii okiem klinicysty - osoby, która przede wszystkim jest praktykiem - muszę przyznać, że ta trzecia fala, a nawet czas drugiej był zupełnie inny niż sytuacja na początku epidemii. W tej chwili mamy stuprocentowe obłożenie miejsc w naszym szpitalu. Mam 62 miejsca, a 64 pacjentów. Są to bardzo różne zaburzenia: afektywne – depresyjne lub maniakalne, zachowania agresywne czy autoagresywne i zburzenia psychotyczne, czyli wskazujące np. na schizofrenię" - powiedziała prof. Janas-Kozik, pełniąca również funkcję kierownika Oddziału Klinicznego Psychiatrii i Psychoterapii Wieku Rozwojowego Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu.
"To są albo zupełnie nowe zburzenia albo nasilające się lub nawracające na skutek różnych czynników – sytuacji w domu rodzinnym, zamknięcia, stresu i nieprzyjmowania leków" - wyjaśniła.
Ekspertka powołała się na badania pokazujące, że na początku epidemii dzieci i młodzież inaczej oceniały swoją sytuację niż teraz. Według jednego z nich (Fundacja "Dajemy Dzieciom Siłę") na początku epidemii blisko połowa ankietowanych dzieci i młodzieży (49,8 proc.) zadowolona była ze swojego życia. Powodem dobrego nastroju było to, że uczniowie nie musieli chodzić do szkoły (50,6 proc.), mieli więcej czasu na odpoczynek (49,6 proc), nie doświadczali stresu szkolnego (49 proc.).
Większość z nich skarżyła się jednak na to, że nie mogą spotykać koleżanek i kolegów (63,2 proc.) i muszą siedzieć w domu (51,4 proc.).
Natomiast kolejne badanie - wyniki którego przytoczyła dalej - przeprowadzone tym razem wśród nauczycieli pokazało, że największym problemem, z którym borykają się obecnie dzieci jest depresja. Na nią wskazało 40 proc. ankietowanych nauczycieli, którzy brali udział w badaniu zrealizowanym przez Fundację Edukacja dla Demokracji w ramach projektu "Rozmawiaj z klasą" czy Fundacji Szkoła z Klasą.
"Natomiast 36 proc. wskazało na uzależnienie od telefonu, komputera, tabletu. 33 proc. nauczycieli mówiło też o agresji jako najpoważniejszym problemie, 32 proc. wskazało też na problemy z rówieśnikami, a 24 proc. na zaburzenia koncentracji" - powołała się na badanie ekspertka i wyjaśniła, że problemy z koncentracją mogą być początkiem zaburzeń psychicznych i pojawiać się praktycznie w nich wszystkich.
Dodatkowo dzieci - jak zauważyła dalej - w tej chwili mówią o tym, że brakuje im często zainteresowania rodziców, nie czują akceptacji rówieśniczej, odczuwają osamotnienie, tęsknią za kolegami i codzienną rutyną. Dodatkowo narzekają, że mają za mało ruchu, co dodatkowo obniża nastrój.
Równocześnie profesor wyraziła wątpliwość, czy szkoła będzie w stanie pomóc uczniom po pandemii. Jej zdaniem szkoła tak funkcjonująca, jak przed pandemią, teraz "nie ma już racji bytu".
"Epidemia obnażyła wszelkie nieprawidłowości dotyczące edukacji. Szkoła musi się zmienić, w pierwszej fali pandemii mieliśmy naszą klinikę obłożoną w połowie. Połowa dzieci cieszyła się, że jest lockdown i nie trzeba chodzić do szkoły. Wtedy dziecko z zaburzeniami lękowymi, z autyzmem odnalazło się, bo nie było narażone na ocenę społeczną. Natomiast druga fala kompletnie odwróciła te proporcje, gdy pojawiło się poczucie izolacji, nieprzewidywalności i brak możliwości planowania. To dotyczy nie tylko dzieci" - powiedziała.
Przypomniała w tym kontekście, że Polskie Towarzystwo Psychiatryczne wydało rekomendacje dla specjalistów, ale też rodzin, jak radzić sobie z izolacją, pracą zdalną.
"To jest bardzo trudna sytuacja, bo na bardzo małej powierzchni w domu musi się zmieścić kilka osób. Strefę domową trzeba podzielić, podobnie jak czas, na ten który spędzamy wspólnie i ten, gdy mamy prywatność, by resetować swoje emocje" - powiedziała.
Wskazała też na problem dzieci, które w czasie pandemii "zniknęły" z systemu edukacji. To są dzieci, które mają ograniczony dostęp do rozwiązań cyfrowych, ale też takie, które wagarują - nie uczestniczą w lekcjach z różnych innych powodów. "Są też tacy, którzy dzielą ekran w czasie lekcji zdalnych i są w zupełnie innym świecie" - zaznaczyła.
Profesor przyznała także w rozmowie, że przeanalizowała wiele tekstów naukowych poświęconych kondycji psychicznej dzieci w pandemii. "Te artykuły potwierdzają wzrost zachowań agresywnych, drażliwości, opozycyjności. Zwiększyła się częstość zaburzeń nastroju i lękowych u dzieci" - zaznaczyła.
Pytana o to, w jaki sposób można by tę sytuację uzdrowić powiedziała, że konieczna jest praca z całą rodziną - jej wsparcie.
"Rodziny dysfunkcyjne kompletnie się posypały. To musi być praca z dzieckiem, ale też z jego rodziną. Psychiatrzy dziecięco-młodzieżowi są do tego przyzwyczajeni. Do tego też przystosowane są pierwsze poziomy referencyjne, czyli nowe placówki - środowiskowe poradnie psychologiczno-psychoterapeutyczne, które zostały powołane w ramach reformy psychiatrii dziecięcej" - zaznaczyła.
Przypomniała, że w tej reformie chodzi nie o to, by było więcej oddziałów zamkniętych, lecz by dziecko lub nastolatek otrzymywali wsparcie najbliżej miejsca swojego zamieszkania. Zajmować nimi mają się ośrodki środowiskowej opieki psychologiczno-psychoterapeutycznej (I poziom referencyjny). Młodzi pacjenci, którzy jednak wymagają interwencji psychiatrycznej objęci będą opieką środowiskowych placówek zdrowia psychicznego i oddziałów dziennych (II poziom) albo – jeśli tego wymagać będzie przypadek - trafią do wysokospecjalistycznych całodobowych ośrodków opieki psychiatrycznej, czyli na oddziały szpitalne (III poziom). Te dwa ostatnie faktycznie już w systemie funkcjonują.
Jak zauważyła ekspertka reforma psychiatrii dziecięcej, która – jak określiła - jest ewolucją była koniecznością.
"Byliśmy pod ścianą, system był już tak niewydolny, że nie dalibyśmy rady. Natomiast teraz jest światełko w tunelu. Jesteśmy dobrej myśli, ale ciężka praca przed nami. Ważne jest to, że środowisko jest skonsolidowane. Nie chcemy zwiększenia łóżek w szpitalach, ale chcemy by dziecko w środowisku miało zapewnioną fachową opiekę i wsparcie" – zaznaczyła.
Założenia reformy ogłoszono na początku 2020 roku. Przewiduje ona, że w każdym powiecie funkcjonować będzie ośrodek środowiskowej opieki psychologiczno-psychoterapeutycznej. W całym kraju powstanie ich około 300. Obecnie, ze względu na epidemię, kontraktowanie nowych placówek wydłuża się. Funkcjonuje ich w tej chwili ponad 200.
Zatrudniają zespół specjalistów złożony z psychologa, terapeuty środowiskowego oraz psychoterapeutów dzieci i młodzieży. Prowadzone są porady psychologiczne (w tym diagnostyczne), sesje psychoterapii indywidualnej oraz rodzinnej, sesje wsparcia psychospołecznego. Ponadto specjaliści realizują wizyty domowe, środowiskowe. Powinny one stanowić co najmniej 15 proc. wszystkich świadczeń.
Na miesięczne funkcjonowanie jednej placówki – jak założono na początku 2020 roku – NFZ przeznaczy 50 tys. zł. Przyjęto wtedy, że roczny koszt ich funkcjonowania wyniesie 150–180 mln zł.
Jak podkreśliła ekspertka reforma prowadzona jest dwutorowo. Po pierwsze zmienia się sposób udzielania świadczeń dla rodziny i pacjenta, ale także szkoli się kadrę. Z grantu europejskiego POWER sięgającego blisko 35 mln zł stworzono nową specjalizację - psychoterapeuta dzieci i młodzieży, poszerzono specjalizację z psychologii klinicznej o psychologię kliniczną dzieci i młodzieży oraz stworzono nowy zawód medyczny– terapeuta środowiskowy. Środki przydzielono w drodze konkursu 6 ośrodkom w kraju. Dzięki temu na koniec projektu w tych trzech dziedzinach będzie przeszkolonych już prawie około 1000 specjalistów.
Nakłady na opiekę psychiatryczną dla dzieci i młodzieży w 2020 roku podwoiły się w stosunku do 2019 roku i przekroczyły poziom 504 mln zł.
Reformie psychiatrii dziecięcej poświęcone będzie spotkanie Rady ds. Ochrony Zdrowia powołanej w lutym przy prezydencie. Odbędzie się ono w środę. (PAP)
Autorka: Klaudia Torchała
tor/ mhr/
Źródło: http://naukawpolsce.pap.pl
Fot.: Pixabay